Torty, czyli „Practice makes perfect”

foto Agata Kozak @_always_more

Na potrzeby tego bloga przekopałam moje zbiory fotograficzne w celu odnalezienia zdjęć wszystkich tortów, które wyszły spod mojej ręki. Patrząc na te moje dzieła z perspektywy czasu zastanawiam się jakim cudem nie zniechęciłam się w tym tworzeniu, bo nazwanie moich pierwszych tortów dziełami to gruba przesada. Zastanawiacie się pewnie po co w ogóle się za nie zabrałam? Otóż moje pierwsze tego typu wypieki powstały przy okazji urodzin moich dzieci. Doszłam do wniosku, ze najlepszym prezentem dla takiego malucha, który jeszcze nie zna wartości pieniądza i ma wyjątkowo małe wymagania (tak je teraz widzę) najlepszym prezentem od mamy będzie własnoręcznie zrobiony tort. Nie myliłam się! Pierwszy tort zrobiłam na drugie urodziny mojej córki Martyny.

 

Kosztował mnie mnóstwo stresu! Przepis zaczerpnęłam z bloga kulinarnego kwestiasmaku.com i z lekkim przerażeniem, które później osiągnęło stan ciężkiej paniki, zrobiłam tort pomarańczowy. Cóż, wyglądał jakby ktoś na nim usiadł, ale był pyszny! W zasadzie osiągnęłam 50% sukcesu, albo nawet i 75% bo Martynka była przeszczęśliwa! A przecież o to właśnie chodziło.

Uff…Pierwszy tort za mną. Drugi tort robiony był w ogromnym pośpiechu i nie obronił się ani wyglądem, ani smakiem. To były trzecie urodziny Martynki, a ja już byłam w ciąży z Filipem. Bardzo się starałam! Na szczęście Martynka doceniła moją pracę i przyjęła prezent z szerokim uśmiechem na twarzy. Zapewne po tej „porażce” niejedna osoba kompletnie by odpuściła, ale ja uparciuch jestem.

Tort numer 3. to dopiero było wyzwanie, bo świat (w tym i moja córka) zwariował na punkcie filmu „Frozen”. Upiekłam. Turkusowy z fioletowymi falbankami, wyglądającymi…hahaha. Ale i tak prezentował się o niebo lepiej niż pozostałe. Tym razem zainwestowałam w lepsze barwniki i ozdoby. Efekt końcowy był naprawdę niezły, a mina Martyny chyba świadczy sama za siebie, co?

 

 

 

 

 

 

Zbliżały się pierwsze urodziny Filipa, do których przygotowałam się na tip top, ale w międzyczasie jeszcze jedna impreza urodzinowa: 3. urodziny Kaliny – kuzynki Martyny i Filipa.

 

 

 

 

 

Powstał tort jagodowy…ale on był pyszny! W kształcie serca i z wierzchem z drukowanym obrazkiem z bajki „Zosia”. I wszystko byłoby ok., gdyby nie ten wierzch. Ponieważ piekłam tort będąc w Polsce, zamówiłam go na Allegro. Niestety wówczas nie było do wyboru iceingu, czyli wierzchu z drukowanego lukru. Użyłam więc waflowego i niestety cały pomarszczył się na kremie śmietanowym. Hmm…lekcja wyciągnięta.

 

Nadszedł dzień pierwszych urodzin Filipa. Tort, który zrobiłam nareszcie mnie zadowolił. Piracki! Czerwony z czarnym biszkoptem i kremem kokosowym z pralinami Rafaello…Ah, jaka byłam z  niego dumna! Nadal jestem. A Filip też wydawał się być zadowolony 😉 Dopiero od tego momentu tak naprawdę polubiłam pieczenie tortów.

No i się zaczęło…cdn.

 

 

 

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.