Narodziny mojej córki Martyny były…jakby to ująć…dosyć szokujące. Cóż, poród był ciężki, a ja żyłam w przekonaniu, że nowo narodzone dziecko wygląda pięknie niczym laleczka z reklamy.
Martyna przypominała raczej kosmitkę po przejściach. Tak… tak było. A potem wcale nie było lepiej 😉 Moje dziecię bardzo długo było niemalże łyse. Mało tego! Pomimo wybitnie dziewczęcych ubranek przynajmniej trzy razy dziennie słyszałam zapytanie „czy to chłopczyk, czy dziewczynka?”. OMG! Jakie to było frustrujące! Aż pewnego dnia spotkałam się ze „starymi” znajomymi, którzy obdarowali Martynkę ślicznymi opaskami elastycznymi, zaznaczając, że w Polsce takich niestety nie ma. Potrzeba matką wynalazku! Bo te opaski zadziałały niczym napis na czole : „JESTEM DZIEWCZYNKĄ!”
Kupiłam odpowiednie gumki, jakiś filc, materiały, koraliki i zaczęłam tworzyć opaski dla Martynki. Koleżanki były zachwycone! Też takie chciały, więc w ramach koleżeńskiej przysługi robiłam i dla nich. Aż pewnego dnia moja teściowa zapytała dlaczego ich nie sprzedaje. Hmmm…Myślę sobie, nieeeeee… to się nie uda. „Spróbuj!” . Spróbowałam! Rok później miałam już swoją działalność, a opaski były jedną z wielu rzeczy, które sprzedawałam. Firmę nazwałam Colourful Giddiness, bo był to prawdziwie kolorowy zawrót głowy. W międzyczasie mąż kupił mi maszynę do szycia i nie mając o tym najmniejszego pojęcia, metodą prób i błędów, nauczyłam się szyć.
Zaczęły powstawać chustki pod szyję, czapki, szaliki, kocyki, poduszki, zabawki! A nawet spódniczki i sukienki z tiulu! Okres kiedy tworzyłam te moje małe dzieła był najbardziej kreatywnym czasem w moim życiu! Martynka dzielnie i z wdziękiem pozowała mi do zdjęć, a gdy na świecie pojawił się Filip to i on został moim modelem.
Z rozrzewnieniem wspominam ten czas…Dziś nie mam już ani minuty w ciągu dnia żeby usiąść do maszyny, czy do ręcznego szycia kwiatów. Szkoda… Myślę jednak, że nic straconego. Na pewno do tego wrócę!
Kobieto jesteś wspaniała, czego się nie dotkniesz, zamieniasz w złoto. Cudowne 😍😍😍