Z pamiętnika Aparatki, bo aparat ortodontyczny, który przez 22 miesiące zdobił mój uśmiech jest już przeszłością! Nie to żebyśmy się z aparatem nie lubili, ale chyba sprawą oczywistą jest to, że brak rusztowania to zdecydowanie powód do radości. Tym bardziej, że to co zostało odkryte spod metalu zachwyca mnie za każdym razem gdy spojrzę w lustro. Teraz patrząc z perspektywy czasu mam wrażenie, że czas minął tak szybko! Ale kiedy zakładałam aparat w grudniu 2017 roku perspektywa dwóch lat jego noszenia była dosyć zasmucająca…No cóż, czas i tak płynie, a ja zawsze marzyłam o pięknym uśmiechu, którego natura mi poskąpiła. Oczywiście moje wyobrażenia na temat całego procesu bardzo szybko legły w gruzach, bo to nie jest po prostu akcja pt. ” zakładamy, nosimy, ściągamy i jest cacy”. To kosztuje, czasem boli, wymaga dużej uwagi i kilku poświęceń. A w moim przypadku dodatkowo lotów do Polski z UK co miesiąc lub dwa. Ale zacznę od początku.
Do dziś wspominam jak podziwiałam różowe gumeczki na aparacie mojej kuzynki Oli, która nosiła aparat już w podstawówce. Zazdrościłam jej tego, bo zdawałam sobie sprawę, że ja też powinnam, ale moich rodziców nie było na to wówczas stać. Nie to żeby z moimi zębami było tragicznie, ale im wcześniej zacznie się leczenie ortodontyczne, tym mniej powikłań w przyszłości, a mnie przyszłość mocno doświadczyła w tej kwestii. Już w podstawówce pojawił się problem, który niestety przez szkolną panią stomatolog został zignorowany. Otóż okazało się, że nie mam zalążka dolnej lewej dwójki. Jeszcze wtedy nie miałam pojęcia co to oznacza i nikt mi tego nie wyjaśnił, a należało interweniować natychmiast. Zamiast tego usłyszałam, że mleczak, który powinien wypaść, by zęby mogły się zacisnąć wypadnie sam, kiedyś. Nie wypadł. Usunęłam go w wieku 27 lat kiedy to był tak mocno ściskany przez zęby stałe, że nieestetycznie wychylił się do przodu. Zabieg trwał trzy sekundy, kosztował mnie 200 zł i pozostawił jeszcze bardziej nieestetyczną dziurę. Od dentysty usłyszałam wówczas, że ta szpara z czasem się zaciśnie…
Minęły 4 lata. W międzyczasie na świecie pojawiło się moje drugie dziecko. Ciąża jak się okazało wpłynęła negatywnie nie tylko na wygląd mojego ciała, ale uzębienia również. Szpara po mleczaku faktycznie nie była bardzo widoczna, ale pozostałym zębom brakowało miejsca. Tak naprawdę dostrzegłam to dopiero oglądając zdjęcia z sesji zdjęciowej z @_always_more. Fotografie były absolutnie przepiękne, ale moje zęby psuły cały efekt. Oglądałam zdjęcia i płakałam. Szczególnie wygląd górnego łuku uległ znacznemu pogorszeniu.
Było to spowodowane po pierwsze zbyt małą szczęką do ilości i wielkości zębów, a po drugie nie miałam kompletu ósemek, co powodowało dysproporcje. Jedna znajdowała się po lewej stronie na górze, druga po tej samej stronie na dole. Zęby były stłoczone, ale najgorsze dopiero nadeszło. Naprężenia spowodowane ósemkami były tak silne, że powodowały ból. Podczas jedzenia, ziewania, a nawet mówienia. Decyzja o założeniu aparatu nastąpiła z dnia na dzień. Teraz już mogłam sobie na to pozwolić, bo pracowałam i zarabiałam swoje własne pieniądze.
Pierwsza wizyta u ortodonty wywołała u mnie totalne przerażenie. Pani doktor poinformowała mnie, że bóle których doświadczam mogą być spowodowane albo ósemkami, albo problemami w obrębie stawów żuchwowych. Jeśli to kwestia tego drugiego, to niestety klops, bo specjalistów szczękowych w Europie jest kilku, a czas oczekiwania na wizytę minimum pół roku; o czasie leczenia nawet nie wspominając. Opcje wyjścia były dwie: usuwamy ósemki i liczymy na łut szczęścia, albo nie usuwamy i zapisujemy się na wizytę do specjalisty. Nie zastanawiałam się ani sekundy- usuwamy.
Przy kolejnej wizycie w Polsce, a było to przy okazji ślubu drugiej kuzynki Oli usunęłam obie ósemki w gabinecie Dental Republic w Toruniu. Usuwanie górnej trwało 10 sekund, natomiast dolna sprawiła nie mało kłopotów. W zasadzie dolne ósemki najczęściej usuwa się chirurgicznie, ale pani stomatolog robiła wszystko co mogła aby tego uniknąć, bo przecież mieszkałam na co dzień w UK i czekał mnie lot powrotny oraz ewentualne usuwanie szwów. Po pół godzinie uwieszania się ciężarem całego ciała na mojej szczęce udało się! Bez cięcia, bez bólu, bez tragedii. Dodatkowo dostałam specjalny zastrzyk, który oszczędził mi bólu i opuchlizny po wyrywaniu, za co do dziś jestem dozgonnie wdzięczna, bo dwa dni później bawiłam się w najlepsze na weselu! Teraz pozostało liczyć na odrobinę szczęścia i to, ze ból faktycznie minie po usunięciu zębów. Szczęście mi dopisało, ból minął- jak ręką odjął.
Przygotowując się do założenia aparatu niezbędne było zrobienie zdjęć i odlewów. Każda wizyta u ortodonty na tym etapie kosztowała mnie od 100-350 zł. W grudniu 2017 roku nadeszła wyczekiwana chwila…Aparat zagościł na moich górnych zębach!
Tak strasznie się cieszyłam! Pierwsze zerknięcie w lustro dosłownie mnie sparaliżowało. Po przyklejeniu zamków we właściwych miejscach widok był, jakby to ująć jak po wojnie. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że moje zęby są aż tak krzywe! Jeden zamek był tu, drugi dwa milimetry wyżej, trzeci niżej…niczym wykres na giełdzie. Ale mimo to szczerzyłam się jeszcze częściej. Byłam dumna z tego, że podjęłam tą decyzję i spełniłam swoje marzenie z dzieciństwa. Ze względu na zamieszkanie w UK zdecydowałam się na model Damon. Jest to TOP wśród aparatów ortodontycznych. Nie wymaga częstych wizyt, działa szybciej niż aparaty tradycyjne, jest znacznie mniej bolesny i delikatniejszy wizualnie, bo nie posiada wspominanych wcześniej gumek. Koszt obydwu łuków to 5400 zł. Założenie trwało około godziny, a pierwsze odczucia pojawiły się po niespełna 12 godzinach. Nie był to ból, ale duży dyskomfort. Szczególnie gdy próbowałam cokolwiek ugryźć miałam wrażenie jakby zęby miały wypaść mi na talerz. Pierwsze 3-4 dni było ciężkie. Jak już wspominałam nie bolało, ale ciągłe mrowienie i dyskomfort powodował u mnie hiper rozdrażnienie, więc weszłam w tryb „bez kija nie podchodź”. Na szczęście wszystkie dolegliwości minęły po około tygodniu. Dolnego łuku doczekałam się po miesiącu i sytuacja powtórzyła się, ale tym razem byłam na to mentalnie przygotowana. Poza tym dół boli znacznie mniej. Różnica pomiędzy górą, a dołem była taka, że na dole trzeba było zastosować pierścienie na szóstkach. Niestety nieudolne leczenie w dzieciństwie spowodowało, że plomby tak bardzo „skorodowały”, że porozrywały mi zęby i trzeba było je odbudować, a do kompozytu nie da się przykleić zamków.
Wizyty były zaplanowane co dwa miesiące, ale nie zawsze następowała wymiana obydwu drutów. Czasem jeden drut nosiłam 3 miesiące. Wymiana drutu trwa około 2 minut i polega na otwarciu zamków przyklejonych do zębów, wyjęciu drutu i włożeniu nowego- grubszego. Aparat Damon sam napręża drut w trakcie noszenia. Na wizyty przylatywałam w piątek i wracałam do UK w niedzielę. Bardzo lubiłam te wypady, bo to był czas tylko dla mnie. Bez męża, bez dzieci, bez obowiązków…Wyłącznie przyjemności! Spotkania z przyjaciółką, zakupy, relaks…
Zachodzicie pewnie w głowę dlaczego nie założyłam aparatu w UK? Sprawa jest bardzo prosta. Taki aparat w UK kosztowałby mnie ok 30.000 zł. Do tego należy doliczyć leczenie zębów, które w Anglii jest niezwykle kosztowne i mało skuteczne z czego ten kraj słynie. Podliczając koszta lotów do Polski, hoteli, aparatu, wizyt i leczenia stomatologicznego szacuję, że wydałam połowę wyżej wymienionej kwoty. No i miałam czas dla siebie, co przy moim trybie życia było bezcenne. Chyba nie zdarzyło się, żebym kiedykolwiek za bilet lotniczy zapłaciła więcej niż 50 funtów, a zazwyczaj mieściłam się w 30 funtach w obie strony. Zęby leczyłam od początku w Dental Republic, gdzie grono stomatologów i higienistek zadbało o mnie w najlepszy sposób jaki mogłam sobie zażyczyć. Muszę tutaj wspomnieć, że moje zaufanie zyskali tym, że nie wymyślali problemów, których nie było tylko po to, żebym zostawiła u nich pieniądze. Dla przykładu podam fakt, ze mam ząb do leczenia kanałowego, który w zasadzie nie daje żadnych objawów, ale zdjęcia potwierdzają, że takie leczenie będzie niezbędne…Będzie, bo póki co stomatolog zadecydował, że nie ma takiej potrzeby.
Miesiące mijały, postanowiłam więc pstryknąć pierwszą fotkę porównującą i doznałam szoku! Po niespełna pół roku moje zęby były niemalże idealnie proste!
Każda kolejna wizyta w Polsce stawała się jeszcze przyjemniejszą. To właśnie dzięki tym wypadom poznałam Toruń i bezgranicznie się w nim zakochałam, co poskutkowało wybraniem tego miasta na nasz nowy dom po powrocie do kraju.
Plan leczenia od początku był jasny: wyrywamy ósemki i zaciskamy tą nieestetyczną szparę po zębie mlecznym. Z czasem okazało się jednak, że zaciśnięcie owej szpary zaburzy proporcje zgryzu. Najzwyczajniej w świecie mam tak szeroki uśmiech, że pominięcie zęba na dole spowoduje komiczny wygląd. I tak po roku noszenia aparatu plan się zmienił. O tego momentu szpara będzie się powiększać by zrobić miejsce na implant zęba. Ależ byłam wściekła i zrozpaczona! Już pomijam fakt, że taki implant to dodatkowe 6 tyś zł ( w UK nawet nie chce szacować!), ale przede wszystkim jak ja będę wyglądać z dziurą z przodu?! Jakby tego było mało samo zrobienie szpary było tylko początkiem, bo moje stałe zęby układały się w następującej kolejności: 1,3, dziura, 4. A co za tym idzie skoro brakowało mi stałej dwójki trzeba było najpierw przesunąć stałą trójkę na swoje miejsce. Jak się pewnie domyślacie nie był to okres łatwy. Generalnie starałam się nie udzielać towarzysko co nie było łatwe, bo pracowałam w restauracji jako kelnerka i kucharz…Nigdy też nie zapomnę sytuacji kiedy poszłam z przyjaciółką do klubu i zaczepiona przez jakiegoś chłopaka usłyszałam ” Ładna jesteś, ale co ci się stało z zębem?”. Teraz na to wspomnienie śmieję się w głos, ale wtedy wryło mnie w ziemię. Na szczęście należę do ludzi kreatywnych i znalazłam sposób na zakrycie defektu. Wosk ortodontyczny! Ha! Codziennie kulałam sztuczny ząbek i wpychałam go w szparę doklejając go do sąsiadujących zębów i drutu aparatu. Brawo ja! Nie będę wam ściemniać, straszny wrzód na tyłku, ale lepsze to niż dziura. Niestety jeść się z tym nie dało, więc zamówiłam na e bay zapas w postaci 14 pudełek wosku i dłubałam tak codziennie, aż pewnego razu z pomocą przybył rycerz na białym rumaku- a właściwie pomarańczowym. Dental ponownie wywołał uśmiech na mojej twarzy i zaproponował zrobienie sztucznego zęba z kompozytu. Dzięki temu nie musiałam przejmować się woskiem, gryzieniem, niczym.
Niestety po jakimś czasie okazało się, że ten sztuczny twór odsłania dziąsła i ortodontka kazała, go usunąć. Ku mej ogromnej radości i na to klinika stomatologiczna znalazła sposób. Całe szczęście, bo był to okres letni- wesela, przyjęcia, imprezy itd. Ząb został spiłowany od dołu tak, aby nie dotykał dziąsła. Sytuacja trwała do połowy sierpnia…Potem usłyszałam od ortodontki, że niestety ząb musi być usunięty, bo uniemożliwia prawidłowe ustawienie dolnego zgryzu, a w zasadzie można by już myśleć o zdjęciu aparatu. Te magiczne ostatnie słowa tak mnie zmotywowały, że usunęłam twór natychmiast i przez kolejne dwa miesiące znowu kleiłam zęba z wosku. Leczenie ortodontyczne miało trwać minimum dwa lata, a tu taka niespodzianka! W międzyczasie aparat ulegał najróżniejszym tuningom od wplątywania drucików wokół zamków po plątanie elastycznych gumek i zakładanie sprężynek…
Warto było. Warto było każdej łzy, każdej złotówki, nieprzespanych nocy, długich godzin na lotniskach i w taksówkach, otartych policzków…Wszytko było wart tego co właśnie oglądam w lustrze. Hollywoodzki uśmiech! Równiutki, biały i szeroki! Uśmiech dziewczyny, która spełniła jedno ze swoich największych marzeń…
Ostatnim etapem leczenia jest wstawienie implantu zęba. Proces implantacji jest dosyć długi i jak się okazało w moim wypadku niepewny. Mam tak zwany azjatycki biotyp co oznacza, że kości mojej szczęki są filigranowe jak u Azjatów. Grubość kości wynosi u mnie 4 mm, a sam implant ma 3 mm. Istniało 5-10% szans, że implant się nie przyjmie.Najpierw implantolog wywiercił dziurę w kości szczęki w miejscu brakującej dwójki, włożył implant, zaszył i kazał czekać trzy miesiące, aż się przyjmie. Po dwóch tygodniach od włożenia implantu wydarzyło się coś niedobrego i już byłam pewna, że po wszystkim…Szybka interwencja stomatolog z DR i okazało się, że w miejscu rany zrobiła mi się przetoka- zakażenie. Rana została wyczyszczona, dostałam antybiotyk i wszystko skończyło się pomyślnie. Pozostało tylko czekać na dzień próby, który nastąpił 07.10.2019 r. Implant się przyjął, ale na koronę muszę poczekać jeszcze miesiąc. Na ten czas ponownie został zrobiony sztuczny ząb.
Chciałabym napisać, że to już koniec przygody z drutami, ale niestety tak nie jest. I tu uwrażliwiam i przestrzegam rodziców dzieci, które powinny nosić aparaty ortodontyczne, że im wcześniej wady zostaną wyleczone tym mniej zachodu później. U mnie ze względu na wiek niezbędne było zastosowanie aż trzech aparatów retencyjnych. Dwa z nich to łańcuszki podklejone na stałe z tyłu przednich zębów, plus aparat ruchomy na górny łuk, który muszę zakładać jak najczęściej to możliwe, z czasem skracając noszenie do używania go tylko w nocy- na zawsze. Niezastosowanie takich rozwiązań mogłoby skutkować cofnięciem efektu leczenia na co ja osobiście nie pozwolę. Nie po tym wszystkim co przeszłam. Ponadto czeka mnie jeszcze przeszczep dziąsła, gdyż są mocno obniżone i aby zapobiec wypadaniu zębów (w odległej przyszłości- na starość )zostaną w ten sposób zabezpieczone.
Jak widzicie leczenie ortodontyczne nie należy do łatwych i przyjemnych, ale dla efektu końcowego gdybym musiała przeszłabym przez to wszystko jeszcze raz. Zawsze dużo się uśmiechałam, ale teraz to już przesadzam (ha ha).
Pozdrawiam
Wasza Ewka